miasto_na_sprzedaz_felieton_1

Ewaluacja polityki publicznej – jak deweloperzy zmieniają miasta

Gdy przestrzeń do życia staje się produktem

Od dłuższego czasu obserwuję, jak zaniedbywana ewaluacja polityki publicznej wpływa na sposób, w jaki rozwijają się nasze miasta.

Ewaluacja polityki mieszkaniowej – mieszkania jako inwestycje

Patrząc na współczesny krajobraz polskich miast, trudno oprzeć się wrażeniu, że mieszkania przestały być domem, a stały się towarem. Buduje się coraz więcej – budynki wyrastają jak grzyby po deszczu. Deweloperzy chwalą się rekordową liczbą oddanych lokali, jednak mimo to młode rodziny nadal mieszkają kątem u rodziców albo płacą horrendalne czynsze.

Dlaczego ewaluacja polityki publicznej zawodzi?

Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ nie budujemy mieszkań po to, by ludzie w nich mieszkali. Budujemy je, by ktoś je kupił. I nie chodzi o Kowalskiego, który szuka dachu nad głową, lecz o inwestora, który szuka miejsca, by zaparkować nadwyżkę kapitału.

Pustostany zamiast przestrzeni do życia

W rezultacie w Polsce mamy setki tysięcy pustostanów, a jednocześnie tysiące ludzi bez szans na własne „M”. Owszem, budujemy dużo, jednak nie tam, gdzie potrzeba. Co więcej, nie dla tych, którzy najbardziej tego potrzebują. A ceny? Nie mają nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem.

Jeszcze niedawno to mieszkańcy byli sercem miasta. To oni nadawali rytm dzielnicom, a ich potrzeby wyznaczały kierunki rozwoju. Dziś jednak mam wrażenie, że o kształcie miasta nie decydują już ani urbaniści, ani samorządy, ani lokalne społeczności. Zamiast tego, ster przejęli deweloperzy. I niestety, płyniemy prosto na skały.

Jak pokazują dane GUS z raportu „Budownictwo mieszkaniowe w okresie styczeń–sierpień 2024”, w tym czasie oddano do użytkowania 128 800 mieszkań, ale to oznacza spadek o 10,9 % w porównaniu z rokiem 2023.

Miasto jako plansza inwestycyjna

Miasto nie jest już przestrzenią do życia – stało się planszą inwestycyjną. Nie liczy się człowiek, tylko metry. Metry do sprzedania, do zabudowania, do wyciśnięcia jak cytrynę. Deweloper nie pyta: „Czego potrzebują mieszkańcy?”, tylko: „Ile mieszkań zmieszczę na tej działce?”

Co naprawdę liczy się dla inwestora?

A potem wjeżdża ciężki sprzęt. Znikają drzewa, place zabaw, ślady życia. W ich miejsce pojawia się dziura, potem fundamenty, a na końcu blok – wysoki, ciasny, byle więcej.
Nie są to miasta, które tworzą przestrzeń do życia. To raczej produkty, zaprojektowane, by sprzedawać marzenia – zielone dziedzińce, kameralne osiedla, blisko natury. Jednak w rzeczywistości są to jedynie slogany. Bo „natura” to często jeden kwiat w doniczce, „dziedziniec” to cień między blokami, a „kameralność” kończy się tam, gdzie zaczyna się echo z sąsiedniego balkonu.

Miasto bez ludzi

Miasto przestaje być miejscem spotkań, rozmów i przypadkowych uśmiechów. Zamiast otwartych przestrzeni pojawiają się ogrodzenia, szlabany i monitoring. W efekcie osiedla stają się wyspami odciętymi od reszty. A człowiek? Ma siedzieć cicho, spłacać kredyt i nie przeszkadzać.
Tymczasem nie jesteśmy klientami miasta. Jesteśmy jego mieszkańcami. Dlatego mamy prawo wymagać. Mamy też prawo pytać, gdzie są parki, gdzie szkoły, gdzie transport publiczny, gdzie przestrzeń do życia – prawdziwego, a nie tego z folderu reklamowego.

Czy jeszcze odzyskamy ster?

Jeśli oddamy miasta całkowicie w ręce tych, którzy widzą w nich wyłącznie słupki sprzedaży, to pewnego dnia obudzimy się w miejscu, które będzie wyglądało jak miasto – ale nim nie będzie. To będzie zlepek budynków – gęstych, chaotycznych, obcych.
A przecież miasto powinno być dla ludzi – nie tylko tych, którzy je budują, ale przede wszystkim tych, którzy w nim żyją.
Dlatego właśnie dziś toczy się walka – o to, kto naprawdę rządzi miastem. I pytanie najważniejsze: czy jeszcze zdążymy odzyskać ster?
miasto_na_sprzedaz_felieton_3

Grzegorz Bebłowski

Doświadczony ekspert w dziedzinie zamówień publicznych, działający w branży od 2007 roku. Jako pełnomocnik Ogólnopolskiego Porozumienia Organizacji Samorządowych, przyczynił się do istotnych zmian legislacyjnych, co zostało docenione medalami i wyróżnieniami. Posiada solidne wykształcenie prawnicze i ekonomiczne z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego oraz Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.
Jako biegły sądowy i członek Polskiego Stowarzyszenia Rzeczoznawców i Biegłych Sądowych, publikuje artykuły i bierze udział w debatach branżowych, dbając o najwyższe standardy etyczne w swojej pracy.

Zapraszam do kolejnych felietonów:

Przewijanie do góry