Najnowsze felietony
Zapaść kultury politycznej – czyli dlaczego coraz trudniej rozmawiać w Polsce
Coraz częściej mam wrażenie, że polska scena polityczna przypomina wielki teatr emocji, w którym nie ma już miejsca na dialog, tylko na widowisko. Każdy gra swoją rolę, z góry zaplanowaną, z góry napisaną, z góry wymierzoną w przeciwnika. A scena, zamiast być przestrzenią rozmowy o dobru wspólnym, zamienia się w ring, gdzie zwycięża nie ten, kto ma rację, lecz ten, kto głośniej krzyczy i bardziej obrazi.
Od rozmowy o państwie do walki na memy
Kiedyś polityka – w najlepszym rozumieniu tego słowa – była rozmową o kraju i jego społeczeństwie. Dziś częściej staje się walką o Państwo, a może raczej o jego fragment, symbol, hasło, emocję. Wystarczy posłuchać sejmowych wystąpień, debat telewizyjnych, czy przejrzeć media społecznościowe – zamiast rzeczowych argumentów widzimy festiwal złośliwości, wycinków z kontekstu, prób ośmieszenia oponenta. Dyskusja zamienia się w pojedynek na memy i bon moty, a nie na idee i rozwiązania.
Drogi kabaret, z którego nikt się nie śmieje
Polityka, zamiast być poważnym zajęciem wymagającym odpowiedzialności, wiedzy i odwagi cywilnej, coraz częściej przypomina kabaret – tyle że bez śmiechu, z żenującym scenariuszem i aktorami, którzy dawno zapomnieli, że grają w imieniu obywateli. Dodatkowo dość drogi kabaret bo na utrzymanie tych kabareciarzy wydajemy ogromne pieniądze. Mamy więc scenę pełną emocji, gestów i oburzenia, ale coraz mniej treści. Trudno już oprzeć się wrażeniu, że dla wielu polityków to nie służba publiczna, lecz show – a my, obywatele, jesteśmy tylko publicznością, która ma bić brawo swojej stronie.
Gdy publiczność żąda krwi, a nie argumentów
To nie tylko problem polityków – to problem kultury, która przez lata wyczerpywała swoje zasoby szacunku. Wypowiedzi pełne pogardy wobec przeciwnika politycznego przestały budzić oburzenie, a zaczęły być traktowane jak norma. Co więcej, część odbiorców oczekuje właśnie takiej retoryki – ostrej, bez owijania w bawełnę, najlepiej z elementem publicznego upokorzenia. Co więcej, część odbiorców oczekuje właśnie takiej retoryki – ostrej, bez owijania w bawełnę, najlepiej z elementem publicznego upokorzenia. Jeśli ktoś mówi spokojnie i rzeczowo, ten jest nijaki. Człowiek, który analizuje i waży słowa – postrzegany jest jako postać bez charakteru. Próba szukania porozumienia? To już czysta naiwność.
Dlaczego merytoryczni ludzie uciekają z polityki?
Nie dziwi więc, że coraz mniej myślących, rozsądnych i uczciwych ludzi chce mieć z polityką cokolwiek wspólnego. Dla wielu z nich wejście w ten świat oznaczałoby rezygnację z własnych zasad, z godności i z poczucia sensu. Polityka, zamiast przyciągać ludzi odpowiedzialnych, odstrasza ich krzykiem, uproszczeniami i brakiem klasy. A przecież to właśnie oni – spokojni, merytoryczni, zdolni do dialogu – mogliby odbudować zaufanie do państwa.
Plemienny spór: Uzależnienie od oburzenia
Polityka zamieniła się więc w reality show, w którym najważniejszy nie jest program, lecz emocja. Nie słowo dlaczego, ale komu dokopał. Nie pytanie o sens, lecz o wynik sondażu. Zamiast debaty mamy plemienny spór, w którym każda ze stron karmi się własnym oburzeniem. A oburzenie, jak wiadomo, uzależnia – im więcej go w nas, tym trudniej się z niego wyzwolić. Zapaść kultury politycznej nie bierze się jednak znikąd. To efekt długotrwałego procesu: zaniedbania edukacji obywatelskiej, braku odpowiedzialności mediów, ale też naszej codziennej obojętności. Zamiast wymagać od polityków standardów, coraz częściej ich usprawiedliwiamy – bo tamci są gorsi. Tak powstaje błędne koło. Skoro wszystko wolno w imię słusznej sprawy, to w końcu nie ma już żadnych granic.
Siła łączenia, a nie dzielenia – zapomniany luksus szacunku
Tymczasem prawdziwa siła polityki nie polega na zdolności do dzielenia, lecz do łączenia. W dojrzałej demokracji nie trzeba nienawidzić, by się różnić. Można mieć inne poglądy i jednocześnie wspólnie troszczyć się o dobro wspólne. To brzmi może jak banał, ale w dzisiejszym dyskursie publicznym właśnie banały – takie jak szacunek czy rozmowa stają się luksusem. Nie brakuje w Polsce ludzi, którzy chcieliby innego języka polityki. Wójtów, burmistrzów, społeczników, nauczycieli, którzy wiedzą, że wspólnota to nie jest my kontra oni. To raczej my razem, choć różni. Ale ich głos ginie w hałasie. Nie dlatego, że jest słaby – tylko dlatego, że nie przebija się przez krzyk.
Paradoks komunikacji: Więcej kanałów, mniej porozumienia
Paradoks naszych czasów polega na tym, że mamy więcej kanałów komunikacji niż kiedykolwiek wcześniej, a porozumiewamy się gorzej niż kiedykolwiek. Internet, który miał zbliżać, często tylko pogłębia podziały. Każdy ma swoją prawdę, swoją bańkę, swoją wersję rzeczywistości. A gdy już spotykamy się w jednym miejscu – zamiast rozmowy, zaczyna się oskarżanie.
Kultura polityczna: Codzienny wybór, a nie ustawa
Kultura polityczna to nie przepis ustawowy, który można uchwalić. To codzienny wybór – jak rozmawiamy, jak słuchamy, jak reagujemy na odmienność. Jeśli pozwolimy, by język pogardy stał się językiem życia publicznego, to wcześniej czy później ten język przeniknie także do codzienności – do szkół, do samorządów, do rodzinnych stołów. A wtedy nie będzie już tylko zapaści politycznej – będzie zapaść społeczna.
Jak zacząć naprawę? Od szacunku i tonu rozmowy
Nie ma prostej recepty. Ale może warto zacząć od najprostszej rzeczy – od tonu. Od rezygnacji z jednego ostrego słowa, od próby zrozumienia, zanim oceni się drugiego. Od przypomnienia, że Polska nie kończy się na granicach partii, stacji telewizyjnej czy profilu w mediach społecznościowych. Kultura polityczna zaczyna się tam, gdzie kończy się pogarda. Bo polityka bez kultury to nie polityka – to walka plemienna. A kraj, który zapomina, jak się rozmawia, wcześniej czy później zapomni też, po co się rządzi.
Grzegorz Bebłowski
Doświadczony ekspert w dziedzinie zamówień publicznych, działający w branży od 2007 roku. Jako pełnomocnik Ogólnopolskiego Porozumienia Organizacji Samorządowych, przyczynił się do istotnych zmian legislacyjnych, co zostało docenione medalami i wyróżnieniami. Posiada solidne wykształcenie prawnicze i ekonomiczne z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego oraz Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.
Jako biegły sądowy i członek Polskiego Stowarzyszenia Rzeczoznawców i Biegłych Sądowych, publikuje artykuły i bierze udział w debatach branżowych, dbając o najwyższe standardy etyczne w swojej pracy.
Jako biegły sądowy i członek Polskiego Stowarzyszenia Rzeczoznawców i Biegłych Sądowych, publikuje artykuły i bierze udział w debatach branżowych, dbając o najwyższe standardy etyczne w swojej pracy.
